Nie. ªwiat nie jest tego warty!
Luk86
Gdy wspominam ten dzie±...
kiedy to by│o? Nie wiem, straci│em rachubΩ czasu. Ale pamiΩtam to
dobrze. To, co zdecydowa│o o moim pobycie Tutaj...
Wszystko zaczΩ│o siΩ od koncertu. Razem z przyjaci≤│mi byli╢my na
trasie koncertowej. Miasto? W tym czasie przewin▒│em siΩ przez
tyle metropolii i wszelkiego rodzaju osiedli ludzkich, ┐e ich
nazwy po prostu nie by│y mi potrzebne. Tego wieczoru nigdy nie
zapomnΩ, a na to mam wieczno╢µ...
Po gromkich brawach zszedli╢my ze sceny. Mia│em zamiar i╢µ z
reszt▒ zespo│u na drinka, ale co╢ sk│oni│o mnie, bym poszed│ do
hotelu. PodziΩkowa│em im za propozycjΩ i poszed│em.
Czu│em siΩ dziwnie obco, jakby w mojej sk≤rze szed│ kto╢ inny.
NaprawdΩ niemi│e to uczucie. Nag│y b│ysk! Poczu│em b≤l, w g│owie
zadzwoni│y mi dzwony, a oczom ukaza│ siΩ widok piΩknego, nocnego
nieba. I ciemno╢µ. By│o to o tyle dziwne, gdy┐ szed│em g│≤wn▒ i
najbardziej zat│oczon▒ ulic▒ miasta. Jak, po╢r≤d takiego stada
bezmy╢lnie ┐yj▒cych ludzi, kto╢ mia│ okazjΩ mnie powaliµ?!
Odpowiedzi nie uzyska│em, wszystko wyja╢ni│o siΩ potem.
Pobudka okaza│a siΩ dla mnie bardzo bolesna, nie m≤wi▒c o tym, ┐e
znalaz│em siΩ w zupe│nie innym miejscu. "Kelner!" - zawo│a│em
widz▒c, ┐e znajdujΩ siΩ w barze. Nic, cisza, nawet mysz siΩ nie
prze╢lizgnΩ│a. Moje zdumienie by│o jeszcze wiΩksze, gdy us│ysza│em
ten kobiecy g│os. G│os, za│amuj▒cy siΩ, chrapliwy i przera┐aj▒cy
g│os. To, co powiedzia│a moja rozm≤wczyni, o ma│o nie zwali│o mnie
z n≤g. "Id╝ na g≤rΩ, czas siΩ uzbroiµ." "Co to jest?! Jaka╢ gra?!"
Oczywi╢cie cisza... Widzia│em gry video, m│odzi w nie graj▒, nie
daj▒c wytchn▒µ rodzicielskiej skarbonce. Sam nie mia│em okazji w
nie zagraµ. Muzyka jest bardziej pasjonuj▒ca!
Szybko siΩ rozejrza│em, jakby w obawie, ┐e zaraz co╢ na mnie
wyskoczy. Myli│em siΩ jednak. By│em bezpieczny. Zobaczy│em szafΩ
graj▒c▒ w rogu sali, trochΩ dalej scenkΩ z wystawionymi
instrumentami, jeszcze dalej ladΩ i p≤│ki z alkoholem. "Kieliszek
dobrze mi zrobi", pomy╢la│em. Najpierw w│▒czy│em muzykΩ. Ach...
relaksuj▒ce brzmienia muzyki rockowej. TO jest to, czego mi
brakowa│o. Podszed│em do lady. Moim oczom ukaza│y siΩ schody.
Cienkie, drewniane schody, prowadz▒ce na ma│y drewniany parkiecik.
Nie namy╢laj▒c siΩ d│ugo wszed│em na g≤rΩ. "Zobaczymy, o czym
m≤wi│a ta kobieta, je╢li to by│a kobieta." - mia│em w▒tpliwo╢ci,
s│ysza│em tylko Ten g│os, prawdopodobnej rozm≤wczyni nie by│o
tutaj. |